Wszystko zaczęło się od poszukiwań ładnej
lalki dla najmłodszej mojej córki. W założeniach miała to być
średniej wielkosci lalka, z włosami, którą można byłoby
przebierać. Załeżało mi też na takiej lalce, która nie
naśladowałaby jak automat „ludzkich odgłosów”
do wyczerpania baterii. Okazało się, że oferty kupna
w sklepach i na aukcjach płynęły do mnie szeroką rzeką chińskich
bobasków, bekających i siusiających niemowlaczków. Aż
w końcu trałam na nie za ciężką, choć może trochę długą jak dla
małej dziewczynki — była to ślicznotka Sophia — DesignaFriend firmy CHAD VALLEY.
Córka była bardzo zadowolona, a we mnie
obudziły sie dawne marzenia. Przypomniałam sobie o zabawach
z moją starszą siostrą, o obszywaniu lalek, o tworzeniu
maskotek z różnych materiałów. Moja mama (z zamiłowania
i zawodu krawcowa)) przypomniała mi, jak to w drodze ze szkoły
często zaglądałam do jej zakładu krawieckiego, przeglądałam
żurnale mody, bawiłam się jej przyborami krawieckimi. Dla mnie
najciekawsze były te momenty, w których moja mama sprawdzała
efekty swojej pracy bezpośrednio na klientkach (przymiarka))
Były to czasy, kiedy najlepsze jakościowo materiały można
było kupić w tzw. pewexach. A tu u mojej mamy miałam możliwość
dotkąć tego luksusu. Mogłam sprawdzić jak ma się w dotyku taka
tkanina, jak się układa i jak się nazywa.
Postanowienie
Wraz z pojawieniem się u nas w domu „Sofinki”
postanowiłam pogłębiać moją wiedzę o lalkach. Z czasem
przyszło pragnienie szycia strojów dla lalek…